niedziela, 25 listopada 2012

23-25.11 Wschód słońca na Babiej Górze

Weekend na Babiej. Miał być weekend na Biesiadzie Karpackiej, ale jakoś wyszło, że lepiej mi pasowała Babia. Te mgły na ICMie mnie przekonały. Co prawda Wojtek mówił, ze ta pogoda nie teges i na dwoje babka wróżyła, ale decyzja zapadła jedziemy.
Już wieczorem wysyłam smsa Bogusiowi pt.
-Dawaj na Babią!
Odpisał:
-Daję!
No, krótko i na temat;-)))umówiliśmy się w schronisku następnej nocy na Markowych Szczawinach.
Jeszcze tylko kłótnia z Wojtkiem mnie miała czekać-on jako znany cyborg chciał jakąś dłuuuuugą trasę, najlepiej od razu z Makowa Podhalańskiego, a ja chciałam najkrótszą i zostawić rzeczy w schronisku, i dalej iść już na lekko. Spotykamy się w Krakowie, lecimy na autobus do Zawoi iiii on nic nie mówi. W Zawoi też NIC nie mówi, nie proponuje żadnej dłuższej trasy, nic a nic-dziwne! Doszliśmy na Markowe dość szybko iiii...rozpadało się.
Nie wiem skąd ten deszcz, ponieważ żadna prognoza pogody go nie przewidywała, więc nazwaliśmy go mgłodeszcz. W tym samym czasie na Babiej waliło śniegiem. I co nasz cyborg proponuje?Byłam pewna, że za tą krótką trasę to teraz nas przeczołga gdzieś po chaszczach, a on...proponuje łóżko!I poszliśmy się zdrzemnąć z wizją, że wstaniemy jak będzie ciemno i połazimy przy księżycu. Wstaliśmy jak się ściemniło-Monia nas obudziła;-)zeszliśmy na dół coś zjeść, zadzwoniłam do Bogusia, się okazało, że już idzie. Więc idziemy mu na spotkanie. Całkiem sporo do niego schodziliśmy, przestraszyć się nie dał. Wróciliśmy z nim na górę iiii Wojtek znowu nie chciał nas przeczołgać, stwierdził, że nie idziemy po nocy, bo i tak rano w nocy będziemy szli...Czy ktoś nam Wojtka zepsuł?A raczej naprawił?;-)))))
Rano poszliśmy na wschód słońca-było pięknie!
Taki właśnie mi się marzył w tym miejscu! A potem ruszyliśmy na Halę Krupową. Poniżej Sokolicy już jak weszliśmy w chmurę, tak do końca szliśmy we mgle. Wojtek znowu jakoś lamersko szedł... Po dotarciu na miejsce ok. 14 godziny znowu NIGDZIE dalej nie chciał iść!Po takiej krótkiej trasie i mało męczącej ON NIE CHCE IŚĆ DALEJ!Dziwneeeeeeeeeeeeeeeee.
Wspólny obiad patologicznej rodziny, szarlotka i inne.
Rano jeszcze wschód słońca, który tym razem był lipny tak, że Wojtek nawet aparatu nie wyciągnął. A potem ja musiałam uciekać na busa do Kraka, żeby zdążyć na pociąg o 13:47. Zdążyłam z palcem w nosie, choć bus się zepsuł i trzeba było czekać, aż podstawią drugi. Do Wawy jechałam w WARSie;-)))brak miejsc.
Ot wsio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz